Nie powiem Wam, z jakich serwisów korzystać, aby zareklamować swoje usługi SEO, przebić się przez konkurencję i liczyć na masowy przypływ zapytań. Nie powiem Wam, jak samemu znaleźć klienta obdzwaniając ogólnodostępne bazy firm. Nie powiem Wam również, od czego zacząć przekonywanie klienta do siebie będąc zupełnie anonimową osobą. Nie powiem o tym, bo nie musiałam tego wszystkiego sprawdzać w praktyce. Powiem Wam jednak, jak wyglądała moja historia i jak udaje mi się do dzisiaj - bez większych działań z mojej strony - zainteresować swoją ofertą i to nawet w okresach, w których wraz z koleżanką z działu (drugą Martą ;) ) mamy ręce pełne roboty i nie możemy przyjąć niczego nowego, więc odsyłamy do koleżanek i kolegów z branży. 

Zacznę od tego, że SEO zainteresowałam się już w 2005 r. po tym, kiedy hobbystycznie zrobiłam kilka stron internetowych i chciałam pozyskać dla nich ruch. Naturalne było skierowanie swoich działań na wyniki organiczne Google, a na pierwsze sukcesy nie trzeba było w tamtych czasach długo czekać. Tym samym zgłębiałam temat coraz mocniej i byłam bardzo zmotywowana, co skutkowało założeniem bloga http://www.lexy.com.pl/blog/ już po roku. Oczywiście pierwsze artykuły dotyczyły samych podstaw i dopiero z czasem, po kilku latach, dochodziłam do tych bardziej specjalistycznych i zaawansowanych tematów, aczkolwiek klientów często interesowały właśnie podstawy. W międzyczasie byłam aktywna na kilku forach branżowych, a po wielu latach, kiedy nastała "moda" na FB, byłam aktywna również w social media. Wszystko jednak obracało się wokół bloga, który prowadzę do dziś - co prawda z mniejszą częstotliwością pojawiania się nowych wpisów, ale to ze względu na natłok obowiązków i konieczność lepszego dysponowania czasem. 

Proces pozyskiwania klientów rozpoczął się na początku 2011 r., czyli kilka miesięcy po rezygnacji z pracy na etacie. Właściwie to już dużo wcześniej otrzymywałam pierwsze zapytania o pomoc przy SEO, ale z wiadomych względów nie dałabym rady tego wszystkiego pogodzić. W październiku poinformowałam na blogu o zmianach w życiu zawodowym, a tuż przed Nowym Rokiem na blogu pojawił się decydujący wpis o chęci podjęcia się zleceń. Decydujący, bo to właśnie od niego zaczęła się lawina zapytań i historia z własną działalnością. 

Tak duże zainteresowanie pozwoliło mi na to, aby nie martwić się tym, czy wystarczy mi na comiesięczne opłaty związane z prowadzeniem firmy. Miałam okazję sprawdzić się przy projektach różnej wielkości, z różnych branż, przy serwisach lokalnych i ogólnopolskich, przy kompleksowym pozycjonowaniu, jak i pojedynczych działaniach składających się na nie. Wbrew pozorom nie były to jednak dziesiątki stron, tylko dosłownie po kilka projektów prowadzonych jednocześnie. 

Wzrost zainteresowania moją ofertą było widać, jak tylko wracałam do aktywności - czy to na blogach (swoim i kilku innych, na których publikowałam swoje wpisy), czy forach i to pomimo tego, że celem nie było znalezienie nowych klientów, tylko zwykła, luźna rozmowa. Efekt był taki, że "pokazanie się" w szczególności po krótkich okresach przerwy skutkowało zwiększeniem zainteresowania. Od dłuższego czasu zapytania pojawiają się falami - jest okres ciszy z pojedynczymi zapytaniami, po czym przychodzą tygodnie, w trakcie których pojawia się kilka poważnych zapytań tygodniowo. 

Czemu blog miał w moim przypadku tak duże znaczenie dla pozyskania rozpoznawalności i zaufania? Myślę, że spore znaczenie miało trafienie w niszową branżę, w której aktywnych blogerów nigdy nie było wielu, stąd też nie było potrzeby przebijania się przez liczną konkurencję. Każdy z nas był dość charakterystyczny i myślę, że czytelnicy (w tym klienci) dość szybko mogli utożsamiać się z prezentowanym przez nas podejściem do SEO. Ci, którym odpowiadały moje techniki, śledzili i komentowali na bieżąco moje wpisy. Ci spośród nich, którzy potrzebowali pomocy w pozycjonowaniu, dość szybko decydowali się na kontakt w tej sprawie właśnie ze mną.

A jak wyglądały statystyki bloga w tym decydującym dla mnie momencie? W całym 2010 r. blog odwiedziło 58,5 tys. użytkowników, którzy wygenerowali prawie 168 tys. odsłon. To niewiele, a jednak wystarczająco dużo, aby systematycznie podejmować się nowych zleceń. Największym zainteresowaniem cieszyły się wtedy artykuły o tym:

  • jak dodać stronę do Google,
  • jak dobrać słowa kluczowe;
  • samodzielnie wykonać audyt SEO.

W dalszej kolejności mogę wymienić serię wpisów na temat tworzenia i linkowania zaplecza oraz od dawna popularny wpis o sposobach na pozyskanie linków. W większości był to więc ruch osób, które chciały same pracować nad własnymi stronami albo przynajmniej chciały dobrze orientować się w temacie tego, jak takie działania powinny wyglądać. Można było przypuszczać, że pokazanie czytelnikom krok po kroku tego, jak mogą coś samodzielnie zrobić, poskutkuje zmniejszeniem ilości potencjalnych klientów - było jednak zupełnie odwrotnie. 

Tak od wielu lat wszystko opiera się na dzieleniu wiedzą, na co przecież zdecydowałam się zupełnie bezinteresownie, nie myśląc o tym, czy w przyszłości mogę uzyskać jakiekolwiek korzyści z prowadzenia bloga. Od początku miał on być pewną formą realizowania mojego hobby, dzielenia się wiedzą i wymiany doświadczeń z czytelnikami. Być może w tym właśnie tkwi jego wartość...

Jeśli więc ktoś z Was zastanawia się nad sensem prowadzenia bloga (czy to prywatnego, czy to firmowego), niech nie traci czasu na dalsze myślenie o nim, tylko przejdzie do działania ;) Nie bójcie się pokazywać tego, co wiecie, bo to ile da się przekazać na łamach bloga czy nawet obszernego ebooka, nigdy nie będzie pełną wieloletnią wiedzą i doświadczeniem, które można ot tak zacząć wykorzystywać na własne potrzeby. W ten sposób da się jednak przekonać czytelników do siebie.